Ucieczka z Hallenfeld (2)


2


Nad miastem wisiały czarne chmury.

- Myślę, że to zły znak – zauważył strażnik.

- Ano. – odpowiedział drugi, ziewając.

***

- Nie widzę innego wyjścia. Naprawdę. – powiedział mag.

- Dlaczego?! Przecież możesz uciec z miasta. Rewolucja kiedyś się skończy...

- ...ale nie będzie już do czego wracać! Zniszczą wszystko, co do mnie należało, zabiją wszystkich, których znałem. A jeśli tutaj zostanę...Wiesz, że moje dni są policzone. Zabiją mnie tak czy siak. A w ten sposób...przynajmniej będę mógł zamordować kilku tych skurwysynów. No i będą wiedzieli, że nie są bezkarni. Że ktoś może im się postawić.

Zamilkli.

Rudowłosy siedział z podkulonymi nogami, opierając się o ścianę i przygryzając wargi. Nigdy wcześniej nie czuł się tak podle. Nigdy wcześniej nie czuł się taki, kurwa, słaby i samotny.

- Zdajesz sobie sprawę, Alex, że nie będziesz mógł tu zostać? Nie sądzę, żeby cię zabili, ale na pewno prędzej czy później trafisz do lochu. I prędko z niego nie wyjdziesz, jeżeli w ogóle.

- Więc co mam robić?

- Z pewnością wyjechać. Od zaraz. Załatwić wszystkie najważniejsze sprawy, wziąć podstawowy ekwipunek i wyjechać. Możesz wziąć kilku przyjaciół, jeśli chcesz, ale niezbyt wielu. Jeżeli miałbyś zamiar kiedyś tutaj wrócić, to lepiej, żebyś miał na miejscu kogoś, na kogo będziesz mógł liczyć. Poza tym im mniej was będzie, tym łatwiej będzie wam niepostrzeżenie wyśliznąć się z miasta i...zniknąć. rozumiesz?

Rudowłosy pokiwał głową.

- Oddam ci większość mojego złota. Mnie już się nie przyda. Resztę przekażę Gildii, podejrzewam, że mogą potrzebować pieniędzy, jeżeli będą chcieli walczyć z rebeliantami. Ale nie daję im szans. Żadnych. Gdyby takowe były, nie postępowałbym tak...tak jak postępuję.

- Jak myślisz, gdzie mogę się udać?

Stary mistrz pogładził się po brodzie w zamyśleniu.

- Twoje korzenie leżą na Północy, jak się zdaje?

Rudowłosy spojrzał na maga ze zdumieniem.

- Tak, ale to bardzo stara historia, od pokoleń, wielu pokoleń czarnogrodzka gałąź mojego rodu nie odwiedzała północy.

- Tam trwa teraz wojna. Może mógłbyś odnaleźć swoją rodzinę i zaciągnąć się pod jej sztandarem do armii. A nawet jeśli jej nie odnajdziesz lub nie znajdziecie wspólnego języka...to co masz innego do roboty? Nie umiesz nic poza wywijaniem mieczem. Potrafisz jeszcze posługiwać się magią, ale tylko i wyłącznie destrukcyjną. Magia chaosu nie pomoże ci znaleźć żadnej pracy. Chyba, że jako piec hutniczy.

Rudowłosy zignorował tę kpinę. Wiedział, że Erick ma rację, więc nawet nie próbował zaprzeczać.

Poza tym...perspektywa wzięcia udziału w wojnie nawet go pociągała.

- To też nie jest takie proste. Kraje północy leżą wiele dni drogi stąd. Może nawet wiele miesięcy drogi stąd. Poza tym podróż będzie pełna niebezpieczeństw.

- Dlatego radzę ci wziąć kogoś ze sobą. A czas...masz go wiele. Wojna nie skończy się szybko. Jesień jest bliska końca, niedługo zapewne dojdzie do tymczasowego przerwania działań wojennych. Zima na północy trwa długo. Zanim armie na powrót wyruszą do boju, zdążysz tam dotrzeć. A jeśli nie...to trudno. Masz lepszy pomysł?

- Nie. – odparł rudowłosy i wzruszył ramionami.

- Cóż – powiedział mag, wstając i wyglądając za okno. – Kiedyś trzeba stać się mężczyzną. I zacząć podejmować męskie decyzje.

- No tak. – rzekł Alex. – Z pewnością kiedyś trzeba.

Mistrz Erick uśmiechnął się.

- Taaa...wiesz, mam pomysł na ostatni wieczór mego życia. Pójdę do najbardziej ekskluzywnego zamtuza w mieście i wezmę najdroższą dziwkę.

- Stary drań. – zaśmiał się rudowłosy.

Mistrz wyszczerzył zęby w pięknym uśmiechu.

Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. – powiedział i mrugnął do swojego ucznia.

Metamorfoza, pt. I

Całe życie pełne brudu, poplamione ropą ściany
Oto przyszedł czas przełomu, oto nadszedł czas na zmiany
Wymazuję z mej pamięci wszystkie me niepowodzenia
Zedrę starą mą powłokę, by do słońca wrócić z cienia
A gdy każdy jego promień będzie lizał moje ciało
To od nowa zacznę życie pośród ludzi jakich mało
I pod skórą czuję, że to właśnie jest ta chwila
Zdzieram z siebie martwy kokon i przemieniam się w motyla!

Hard as love

Marillion - Hard as love

Well I hear that you were looking out to hunt me down

And I guess you're used to having everything you want
But you know that love can be hard as sticks and stones
I tell you nothing else can be as hard as love can
Well I hear you got my number and you want my name
I'm a stream of noughts and crosses in your RAM
But you know that love can be as hard as algebra
Baby nothing else has ever been as hard as love
Hard as love
Well I hear that you were lookin' out to take me home
And I hear that you can handle it and you're not scared
Have you heard about the pictures on my bedroom wall
Baby nothing else has ever been as hard as love
Hard as love
Well it makes you hungry and it makes you high
It makes you suffer and it makes you cry
But it's all worthwhile
It makes you humble and it makes you crawl
It makes you tremble and it makes you fall
But it's all worthwhile
It makes you desperate and it makes you dream
It makes you dangerous and it makes you scream
But it's all worthwhile Just lie back and smile ...
(They will continue to love you even though the rest of the world hates you ...)
It makes you hungry and it makes you high
It makes you suffer and it makes you cry
It makes you panic and it makes you vain
It makes you primitive ... Sick inside
It makes you angry and it makes you blind
It makes you guilty and it makes you lie
Tied up and beaten
Spat out and eaten
Suicidal
NOTHING'S EVER BEEN AS HARD
Well I hear that were lookin' out to change my faith
You can bash me with your book of words
Hammer me down!
But you know that love can be as hard as six inch nails
Baby nothing else has ever been as hard as love
Hard as love
Hard as love

Niebo porusza się bokiem

Ta. Chyba zaczynam odnajdować to, co straciłem. Mam inspirację, a co z tego wyjdzie? Okaże się.


"Niebo porusza się bokiem"


Spojrzałem w górę i ujrzałem jak niebo

Porusza się bokiem w kierunku słońca

I kiedy ziemia zatrzęsła się pode mną

Wiedziałem, że umarł mój ostatni obrońca


Niebo, niebo porusza się bokiem

Czyżbym zatracił resztki rozsądku?

Ono patrzy na mnie swym niebieskim okiem

Myślę, że wszystko jest ze mną w porządku.


I krew polała się na moją głowę

I nagle poczułem potworną samotność

Pozostawiono mnie samemu sobie

Bym do końca walczył o straconą godność


Niebo, niebo porusza się bokiem

Czyżbym zatracił resztki rozsądku?

Ono patrzy na mnie swym niebieskim okiem

Myślę, że wszystko jest ze mną w porządku.


I poczułem jak wnika we mnie zimno

Musiałem dotknąć dna by odbić się od niego

Oczyszczę się i odzyskam niewinność

Bym na swoim miejscu mógł zatrzymać niebo.


Niebo, niebo porusza się bokiem

Czyżbym zatracił resztki rozsądku?

Ono patrzy na mnie swym niebieskim okiem

Myślę, że wszystko jest ze mną w porządku.

Trains

Jako że chwilowo brak własnych utworów, zamieszczam tekst piosenki Porcupine Tree "Trains".

Train set and match spied under the blind
Shiny and contoured the railway winds
And I've heard the sound from my cousin's bed
The hiss of the train at the railway head
Always the summers are slipping away
A 60 ton angel falls to the earth
A pile of old metal, a radiant blur
Scars in the country, the summer and her
Always the summers are slipping away
Find me a way for making it stay
When I hear the engine pass
I'm kissing you wide
The hissing subsides
I'm in luck
When the evening reaches here
You're tying me up
I'm dying of love
It's OK

Tekst dobry, a sam kawałek jeszcze lepszy. Wogóle polecam cały zespół, bo jest po prostu genialny (ostatnio jest u mnie na topie, co można zobaczyć po prawej stronie u dołu bloga).

Albo. Na tym blogu jeszcze nic mojego nie było, więc wrzucę starszy utwór: "Miasto kłamstw".

Wśród ciemnych ulic mojego życia
Chowam się przed światłem reflektorów
Aby uciec przez milionem kłamstw
Wymykam się z mieszkania po kryjomu
I pośród licznych cieni znikam

Nienaturalne kształty miasta
Zlewają się z tłumem plastikowych ludzi
Tłumy które prawdę widzą tylko w snach
Snach z których nie chcą się obudzić
Lecz się budzą by w miasto ruszyć w nowych maskach

Za maskami każdy z nich ukrywa swą prawdę
I romantyczne pragnienie aby do niej wrócić
Życie to jednak bezlitosna gra
Kiedy raz zaczniesz nie możesz jej odrzucić
Znajdujesz się między młotem a kowadłem

W marazmie pogrążone tysiące jednostek
Desperacko pragnące być tylko sobą
Nie potrafią odciąć się od tego zła
I ogarnięci śmiertelną chorobą
Podążają prowadzącym w jedną stronę mostem

W kolorowym mieście nie ufam nikomu
Kryję się przed wzrokiem nienawistnych ludzi
By uciec daleko, daleko tak
Jak sięgnąć nie potrafią źrenice obłudy
Przede mną daleka droga do domu.

Nie jest to ani najnowszy, ani najlepszy utwór, ale przynajmniej nie będzie tak pusto na stronie.

Hm. To by było na tyle. Pozdrawiam

Odrodzenie.

Wszystko się kiedyś kończy. Wraz z zakończeniem się życia mojego starego bloga powstał ten oto. Dlaczego w takim nietypowym miejscu? Ano dlatego, żeby był...nietypowy.
Co w tym blogu będzie się zawierać?
1) na pewno wszelkiego rodzaju utwory: poezja, piosenki, opowiadania. Jeżeli oczywiście będę miał wenę i czas.
2) filozofia, przemyślenia itd.
3)bierzące wydarzenia (nie obiecuję)
4)może od czasu do czasu jakieś obrazki.

Zapraszam serdecznie.

O mnie


Student.

Kontakt ze mną pod adresem mailowym/tlenowym: bartosz-m@o2.pl bądź przez gg: 2651193.