Metanoia

Przemierzając wielkie, bezludne przestrzenie

Pustynne obszary i jałowe ziemie

Gdzieś zagubiłem cel mojej podróży;


Poszukując utraconej drogi

O posłuszeństwo błagając swe nogi

Modliłem się o siłę, która mi posłuży.


Błądziłem, sam siebie wciąż pytając gdzie

Podążać mam, aby wyjść poza mgłę

Aż w końcu odnalazłem odpowiedź tak dziwną;


Ja – błazen i idiota, ślepe dziecko słońca

W końcu mogłem obudzić się do końca

I znowu stać się sobą, tak jak być powinno.


W radości odnalazłem sens mego istnienia

W świetle dojrzałem ucieczkę od cienia

Zapomniałem na zawsze o chwilach rozpaczy

I zacząłem żyć lepiej, szczęśliwiej...inaczej.

Kiedy, jak

Drodzy przyjaciele, pytam was ponownie

Jak długo jeszcze będziecie przelewać bratnią krew?

Ile jeszcze wody musi upłynąć, nim zrozumiecie

Że wszyscy ludzie są tacy sami?

Moje zmęczone oczy i wszystkie przytłaczające mnie rzeczy

Mówią mi, że prędzej wybuchnie niebo

Niż odnajdziecie prawdę i miłość wzajemną.

A przecież nie ma innej drogi

Żeby połączyć wszystkie serca i dłonie;

Jak długo jeszcze będziecie uczyć dzieci

Że nie liczy się nikt inny poza wami?
Czy wszystko musi stanąć na głowie

Byście wreszcie przyswoili sobie

Że nie ma nic gorszego od nienawiści

Że w życiu liczą się nie tylko korzyści

Że człowiek poza ciałem – ma też duszę

Rozum, uczucia, nadzieję i marzenia

Których spełnienie każdemu się należy.

Kiedy opanujecie swe szalone umysły

I dostrzeżecie, że zwierzę w klatce też ma namiastkę człowieczeństwa?

Każdy pragnie wolności, każdy ptak chce rozkładać skrzydła

On, podobnie jak człowiek, ma prawo do życia

Każdy pragnie jaśminowej barwy słońca

Księżyca spływającego z nieba na ramiona

Powiewu wiatru wśród wiosennych drzew

Zapachu morskiej wody i okrzyku mew

Ośnieżonych sosen i zamarzniętych rzek

Bratniej duszy do słuchania i suszenia łez.

Niewolnik zwany Dreszcz

Jestem niewolnikiem. Dreszcz to moje imię

Codziennie upadam przed Tobą na kolana

I wciąż czekając na nowe doznania

Zdezorientowany przełykam mą ślinę

Wybacz, że nie jestem taki jak ty

Nie odmienię siebie, choćbym padł na pysk

Może tysiąc identycznych dni

Pozwoli mi znowu mieć normalne sny

W pokoju pełnym ludzi niesie mnie muzyka

Przez chwilę jestem pod wpływem narkotyku

Na jakiś czas wstrzymuję się od krzyku

I wpadam w trans z którego nie może nic wynikać

Czerpię energię z Twojego spojrzenia

Na jedną chwilę mam namiastkę wolności

By po chwili dostrzec w całej rozciągłości

Że w mym niewolniczym życiu wciąż nic się nie zmienia

Wybacz, że nie jestem taki jak ty

Nie odmienię siebie, choćbym padł na pysk

Może tysiąc identycznych dni

Pozwoli mi znowu mieć normalne sny

Staind - Epiphany

Staind's best song.

Your words they make just a whisper
Your face is so unclear
I try to pay attention
And the words just disappear
Cuz it's always raining in my head
Forget all the things i should have said
So i speak to you in riddles
Cuz my words get in my way
I smoke the whole thing to my head
And feel it wash away
Cuz i can't take anymore of this
I wanna come apart
And did myself a little hole
Inside your precious heart
Cuz it's always raining in my head
Forget all the things i should have said
I am nothing more than
A little boy inside
That cries out for intention
That i always try to hide
Cuz i talk to you like children
Though i don't know how i feel
But i know i'll do the right thing
If the right thing is in fear
Cuz its always raining in my head
Forget all the things i should have said

W drogę

Czasu się nie cofa, oto rzecz wiadoma

Nie zamierzam i nie chcę niczego żałować

Zacząć raz jeszcze – to dla mnie żaden problem

Oddycham powietrzem – w płuca me przez głowę

Przez usta aż do trzewi by potwierdzić siebie

I czuję, odkrywam, sposoby widzę nowe.

Mam siły by przeżyć o wodzie i chlebie

Pistoletu nie mam, nie zachodzę drogi

Od tego by chodzić każdy ma swe nogi

Wolną wolę ma każdy nadaną od Boga

‘Róbta co chceta’ – nie wprost więc napiszę

Z uśmiechem spojrzę na wszystko z wysoka

Zarejestruję wszystko co usłyszę

Bo wiem, że zaczęła się nowa epoka.

Porcupine Tree - Pure Narcotic

one of my favourite songs.by Steven Wilson.


You keep me waiting
You keep me alone in a room full of friends
You keep me hating
You keep me listening to the Bends

No amount of pointless days
Can make this go away

You have me on my knees
You have me listless and deranged
You have me in your pocket
You have me distant and estranged

No narcotics in my brain
Can make this go away

I'm sorry that, I'm sorry that I'm not like you
I worry that I don't act the way you'd like me to

You find me wanting
You find me bloodless but inspired
You find me out
You find me hallucinating fire

No narcotics in my brain
Can make this go away

Have we ever been here before?
Running headlong at the floor
Leave me dreaming on a railway track
Wrap me up and send me back

->

Zeskrobałem się z ziemi, podniosłem i idę. Całkiem dobrze mi idzie. Zająłem się moją miłością, tzn. muzyką. Piszę nowy utwór pod tytułem 'Metanoia'. Być może w najbliższym czasie udostępnię jakieś próbki. Póki co mi się podoba, nawet bardzo :) przydałaby się gitara elektryczna...może ktoś ma niepotrzebne kilkaset złotych? xD

Wiosna!

Oto zaczął się marzec. Zrobiło się ciepławo. Nawet słońce gdzieniegdzie przebłyśnie. Do wiosny kalendarzowej jeszcze trochę, ale zima się tak czy inaczej skończyła.
Wiosna.
Śnieg topnieje. Właściwie już stopniał. Spod śniegu wyłażą śmieci i psie kupy. Toteż trochę śmierdzi.
Słońce świeci. Ludzie łączą się w pary. Za 9 miesięcy urodzi się sporo dzieci. Możliwe, że anormalnych. Hihi.
Nadszedł czas wagarowania i picia win w miejscach niepublicznych. Nadszedł czas zejścia szkoły na drugi plan. Nadszedł czas grania w piłkę w każdej wolnej chwili. Jazdy na rowerze albo motorze.
Tak czy inaczej nadszedł czas ogólnej radości, miłości i seksizmu. Nawet komputery się cieszą. Będą miały mniej pracy.
A ja jak zwykle będę samotnie włóczył się jak cień. Nie z wyboru. Nie z konieczności. Z przeznaczenia. Któremu po raz kolejny nie potrafiłem sprostać.
Oto wyruszam więc w kolejną samotną podróż przez życie. Którąś z kolei. Trzeba odzyskać zerowy bilans. A potem wyjść na plus i znowu zacząć się uśmiechać. W końcu nie potrafię inaczej. Bądź co bądź nie jestem twardzielem pozbawionym uczuć.
No i mamy wiosnę. Nie?

O mnie


Student.

Kontakt ze mną pod adresem mailowym/tlenowym: bartosz-m@o2.pl bądź przez gg: 2651193.