Karawana
Psy na wzgórzach wyją znowu.
Nikt nie zaśnie dziś w spokoju
Saturn wolno schodzi w dół
Trzyma w szponach los konwoju
Groźne piękno gwiezdnej zorzy,
Ognia żar - mówią dobranoc
Warta wśród gasnących ognisk
Chłodna rosa budzi rano
Nie lekceważ tej pustyni.
To jest ziemia tych, co byli
Nim nadeszli Beduini
Zanim Allah został bogiem
Kogo dzisiaj noc zabierze?
Saturn ostrzy sobie zęby
On był tu przed Gilgameszem
Jutro paść się będą sępy
Drżyj, niewierny, nie znasz bowiem
Swego dnia i swej godziny
Karawana dalej pójdzie
Ty zostaniesz na pustyni.
Psy na wzgórzach wyją znowu.
Nikt nie zaśnie dziś w spokoju
Saturn wolno schodzi w dół
Trzyma w szponach los konwoju
Groźne piękno gwiezdnej zorzy,
Ognia żar - mówią dobranoc
Warta wśród gasnących ognisk
Chłodna rosa budzi rano
Nie lekceważ tej pustyni.
To jest ziemia tych, co byli
Nim nadeszli Beduini
Zanim Allah został bogiem
Kogo dzisiaj noc zabierze?
Saturn ostrzy sobie zęby
On był tu przed Gilgameszem
Jutro paść się będą sępy
Drżyj, niewierny, nie znasz bowiem
Swego dnia i swej godziny
Karawana dalej pójdzie
Ty zostaniesz na pustyni.